Mówi się, że czasu nie można zatrzymać. Te słowa bardzo dobrze znają mieszkańcy Lwiej Ziemi.
Minęło już trochę czasu, a Kopa rósł w zawrotnym tempie. Mimo iż był bardzo młody, już wydawał się doskonałym kandydatem na króla. Nie był władczy, starał się stawiać na równi z innymi. Był mądry, i zrównoważony. Znał, i cenił sobie różnicę między wiedzą, a inteligencją. Bardzo podobały mu się opowieści o dawnych królach, słuchał ich jak kazania, a najlepiej było, jeśli to właśnie ojciec się nimi dzielił. Opowiadał je tak żywo, jakby sam brał w nich udział, co bardzo podobało się księciu. Jednak mimo wszystko, nie ma lwów doskonałych, a Kopa jest dopiero małym lwiątkiem. Sam powtarza, że do tronu jest daleka droga, a on sam często się będzie potykał. Młodego lwiaka było wszędzie pełno. Na Lwiej Skale nie było takiego miejsca, gdzie jeszcze nie postawił swojej łapki. Simba postanowił zapoznać młodego urwisa z innymi lwiątkami, aby uwolnić stado od ciągłych pytań księcia.
-Kopuś, podejdź na chwilę.
-Co jest tato?-Uśmiechnął się królewicz.
-Może chciałbyś poznać jakieś lwiątka w swoim wieku? Miałbyś się z kim bawić, rozmawiać na te tematy, na które rozmawiają dorastające lwy...
-Tato, jeszcze się pytasz! Jasne, że tak!
Ojciec z synem wyruszyli razem nad wodopój, miejsce spotkań wielu młodych lwiaków, chcących się wyrwać spod czujnego oka rodziców. Kopa dostrzegł dwa lwy. Jednego chłopca, i jedną dziewczynkę.
Ten pierwszy od razu rzucał się w oczy, bo przecież kto obojętnie przejdzie koło białego lwa?
Dziewczyna natomiast, była zupełnym przeciwieństwem swojego towarzysza zabaw. Jej sierść była dosyć ciemna. Pochłaniała blask słońca, tłumiąc go w wiecznych, brązowych odmętach, własnego futerka.
Lewek z wyraźnym szczęściem wypisanym na pysku, podszedł do nich, i przywitał się.
-Cześć wam!
-Witaj!-Odkrzyknęli chórem.
-Jestem Kopa, a właściwie to książę Kopa... i jak widać nie potrafię zapoznawać nowych znajomości.-Zmrużył oczy, jakby chciał ograniczyć napływające do nich promienie słońca.
-Wow! Jesteś dziedzicem tronu...pierwszy raz widzę kogoś z rodziny królewskiej.-Odparła podekscytowana lwiczka.
-No tak, właśnie tak. Jestem z rodziny królewskiej, i właśnie tak wyglądamy... w sensie nie wszyscy, ale...
-Nie musisz się tak spinać-odparł lwiak.-Jestem Karim, a to jest Zari.
-Miło mi was poznać. To co ? Bawimy się?
-Wiesz książę, jest jeszcze taka mała, maciupeńka sprawa...-Karim wstrzymał oddech, aby nadal kontynuować.-Czekamy jeszcze na naszych przyjaciół...
-I co w tym takiego strasznego?
-Są wyrzutkami, ze Złej Ziemi...ale ręczę za nich!
-Myślisz, że skoro jestem księciem, obowiązuje mnie etykieta, królewski gest, ostateczne i niepodważalne słowo, nie zaakceptuję tego?-Kopa zadumał się, przystawiając łapkę do pyszczka.-Nie mogę ich oceniać, skoro ich jeszcze nie poznałem.-Uśmiechnął się, w geście triumfu.
Lwiątka czekały kilka minut, aż zza krzaków nie wyskoczyła kolejna para kociaków. Chłopak był wyraźnie starszy od wszystkich zgromadzonych, mógł się pochwalić zalążkiem rosnącej grzywy. Dziewczyna natomiast, była w tym samym wieku co Kopa, i jego nowo poznani przyjaciele. Posiadała piękne, fiołkowe oczy, w których każdy mógłby się utopić. Jej kocie oczęta, przesłaniała grzywka, kończąca się dopiero, przy malutkim nosku.
-Vitani, nie sądzę, że jesteś ode mnie bardziej inteligentna!-Ryknął grzywiasty.-W końcu jestem od ciebie starszy, bardziej doświadczony, przystojniejszy...
-Nuka,Nuka... Mój cudowny bracie z połową mózgu... Śmiem twierdzić, że to ja posiadam większą wiedzę od ciebie, co za tym idzie, jestem inteligentniejsza!
-Tylko wiecie, inteligencja i wiedza, to nie jest to samo-wtrącił się Kopa.
-Ty, popatrz no Nuka! Nowy psorek się znalazł!
-Wasza wspaniałość-książę uśmiechnął się złowieszczo-może zaniechamy tych kłótni, i no nie wiem, może tak zaczniemy się bawić ?
-No, siostra... Wreszcie jakiś odważny, co się tobie przeciwstawił.-Po tych słowach, grzywiasty odwrócił się w kierunku Kopy.-Chłopie, już cię lubię!