piątek, 30 grudnia 2016

1# Narodziny

        Simba, nic nie podejrzewając spał smacznie w jaskini. Odkąd przegnał Skazę z tronu, minęło już trochę  miesięcy, i zdążył oswoić się z myślą, że został nowym królem. Od dosyć sporego czasu,
oczekiwał na spełnienie swojego marzenia, odnośnie ojcostwa. 
Rafiki zdążył już wyjawić, że narodzi się jedno lwiątko. Nic więcej nie potrafił powiedzieć, jedynie tyle, że jego przyszłość jest mglista, i niepewna. Jednak jego radość była zbyt wielka, aby móc się zamartwiać z byle powodu. W końcu, lwiątko się jeszcze nie narodziło, i chyba logiczną rzeczą jest, że jego los nie jest nikomu znany. Królewska para wymyśliła już imię, ale postanowiła je ogłosić dopiero, po przyjściu na świat następcy tronu.
-Nawet nie wiesz, jak jestem bardzo szczęśliwy, że będziemy mieć dziecko.-Uradowany Simba, musnął swoim nosem, drobny nosek Nali.
-Simba,, mimo iż minęło tyle czasu, wciąż nie mogę w to uwierzyć.
-Czy to źle?
-Wręcz przeciwnie. Po prostu, wciąż nie mogę uwierzyć we własne szczęście, w nasze szczęście.-Nala spojrzała w oczy, zdziwionego Simby, do którego wyraźnie, zaistniała sytuacja jeszcze nie dotarła (niektórzy działają z pewnym opóźnieniem).
-A czy już wiecie, czy to będzie on, czy ona?-Wtrąciła się Kula, najlepsza przyjaciółka Nali.
-Oczywiście, że nie. Niezależnie, czy to będzie lew, czy lwica, będziemy je kochali, i modlili się, aby urodziło się zdrowe.
-Tak,tak... Ale oczywiście ja bym wolał, aby to syn zasiadł na tronie.-Król uśmiechnął się szyderczo.
-Simba!
         Wszyscy w jaskini wybuchli szczerym śmiechem. Bo przecież kto się chociaż nie uśmiechnie, patrząc na Nalę, roztrzepującą doskonale ułożoną grzywę Simby?
-Dobrze, naprawdę jest bardzo wesoło, ale Nala, kochanie, przyszła matka musi spać, i nie ma przebacz.-Zaśmiał się młody król.
-Ty się już tak na mnie nie patrz grzywaczu. Przecież idę już spać, dobranoc.-Królowa na pożegnanie liznęła Simbę po policzku. Ułożyła się koło jego wysokości, po czym zmrużyła swoje wycieńczone oczy. Odpłynęła w krainę snu...
Śniła o tych strasznych chwilach, kiedy to Skaza władał Lwią Ziemią, kiedy szerzył swój terror, kiedy roślinność upadła, nie było życia... Zrozpaczona pobiegła szukać pomocy, i wtedy natknęła się na...Simbę...
Przyjaciela, którego straciła... Stał się jej nadzieją, ostatnią nadzieją na lepsze życie...
Jej oczom ukazał się obraz nowego króla Lwiej Ziemi, zmącony strugami deszczu. To była właśnie ta chwila, chwila, kiedy Simba zasiadł na tronie...
Zrobiło jej się ciepło na sercu, wiedziała, że dokona się nie mała zmiana...
-Simba, kochanie... pozwolisz na słówko?-Nala dźgnęła męża łapą.
-Najdroższa, słońce jeszcze nie wstało, więc po co budzisz się ty?-Król ziewnął głośno, po czym wrócił do poprzedniego zajęcia, jakim był sen
-A wiesz skarbie, tak po prostu mówię, bo niedługo nasze dziecko przyjdzie na świat!-Krzyczała urażona królowa.
-Co!!! To czego nie mówisz wcześniej!
     Simba jak poparzony, ile sił w łapach biegł do baobabu Rafikiego. Co prawda, w nocy droga jest o wiele mniej widoczna, niż w dzień, ale w końcu młody lew dotarł do celu swojej podróży. Rozpędzony uderzył głową w drzewo, co wywołało niepokój szamana.
-Pan i władca?! Simba, na wszystkich przodków, co ty tutaj robisz, i to o tej porze?
-Nala, ona...-Lew z trudem łapał  oddech.
-Spadła ze skały?-Odparował przerażony, a zarazem zaciekawiony Rafiki.
-Nie!-Młody król zamyślił się.-A dlaczego tak sądzisz?
-No wiesz, przybiegasz do mnie w środku nocy, wpadasz na drzewo, i krzyczysz... 
-Nie to, znaczy się, lwiątko, Nala...
-Co mi od razu nie mówisz, że dziecko przychodzi na świat! Simba, czy ty myślisz?
      Władca zadumał się przez chwilę, spoglądając niepewnie na szamana.
-Dziwna małpa...
-Coś mówiłeś?
-Wskakuj na grzbiet!
                  Simba wystrzelił jak z armaty, biegła bardzo szybko, tratując po drodze, co się da. Wyhamował dopiero przed Lwią Skałą, przed swoim domem... Zdyszany wszedł do jaskini. Spojrzał na Nalę, która w łapach trzymała prześliczną, złotą kuleczkę, z grzywką o tym samym kolorze co futerko. Simba podszedł do żony, po czym najczulej, jak tylko potrafił, musnął małe lwiątko nosem. Nic więcej nie potrafił z siebie wykrztusić. Przysiadł koło żony, podziwiając malutką istotę życia.
-Emmm... może powiesz coś wreszcie? Simba, masz syna...
-Podobny do mnie, co?
-Oby nie z charakteru-uśmiechnęła się złowieszczo królowa.
-Tak, bardzo śmieszne.
-Jak go nazwiecie?-Dopytywała się Kula.
-Nazwiemy go Kopa-odpowiedziała Nala.
-Tak, król Kopa, nawet ładnie brzmi...-Odezwał się Simba


1 komentarz:

  1. Zaczynam komentować! Rozdział fajny,w końcu zawsze są takie początki (no może czasami ^^) cóż czekam aż Kopuś urośnie

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy