Życie zakonnika nie należy do najłatwiejszych. Ciągłe ranne wstawanie, przeplatane dymem z kadzidełek. Mistrz Leo wiele razy pokazywał Setowi jak używać tego mistycznego narzędzia, lecz mimo wszystko, lew nie mógł tego pojąć. Czy to wina jego zacofanego umysłu? Ależ skądże...
Wśród murów świątyni przemykał jakiś cień. Niby nic nowego, ale to jaki był dzień... Minęło już trochę czasu, odkąd Set zasilił szeregi zakonników. Aby to zaznaczyć, na ramieniu lwiątka wytatuowano oko Horusa. Każdy lew w zakonie miał taki tatuaż. Dlatego jaka wielka to była radość Seta, kiedy dowiedział się, że wreszcie może myśleć o sobie jako jednym z zakonników. Ale nadal był uczniem... Uczniem, który po raz kolejny spóźnia się na poranne ćwiczenia u swojego mistrza. Co ma poradzić? Poranne wstawanie nie było w jego naturze... I jeszcze ten denerwujący krokodyl, który domagał się swojej porcji śniadania...
Czy ta świątynia to jakiś dom dla zwierząt, czy jak?! Każdy, kto potrzebuje pomocy ma
prawo tutaj przybyć. Ale krokodyl chcący coś wrzucić na ząb? To chyba już lekka przesada...
-Set!- prychnął oburzony Leo.-Spóźniłeś się czwarty raz w tym tygodniu!
-Tak... ale...- lwiątko spuściło głowę.
-Czy coś się stało?- zapytał opiekuńczym głosem zaniepokojony Leo.
-Pomagałem... jakiemuś zagubionemu zwierzęciu- lwiątko uśmiechnęło się.
-O ile pamiętam, dzisiaj miałeś uczyć się techniki odurzania kadzidłem?
-Niby tak... ale...
-Dzisiaj dostaliśmy poważniejsze zadanie- przerwał mu mistrz.- Zachorował syn faraona, jedyny dziedzic tronu...-zaniepokojony spojrzał na ucznia.-Musimy znaleźć jakieś lekarstwo...-spuścił wzrok.-Dwóch braci juarów już próbowało, i niestety nie udało im się...
-Dlaczego nam ma się udać mistrzu? Przecież niczym nie różnimy się od nich... Do tego jesteśmy niższej rangi...
-Stopień się nie liczy, mój młody pelajarze... Mówisz, że nam to się nie uda? Cóż... nadzieja umiera ostatnia...
-Wiesz mistrzu? Czasami myślę, że jesteś niepoprawnym optymistą...
-Dlaczego?-Leo uśmiechnął się złośliwie.
-Pomimo kłopotów i braku ich rozwiązania, mistrz wszędzie widzi tylko motylki i tęcze...
Lwi zakonnicy. Starożytna organizacja mająca na celu pomagać zwierzętom zamieszkującym deltę Nilu. Pod względem ważności w państwie, znajdują się na drugim miejscu, zaraz po faraonie, któremu przysięgali służyć. Oczywiście pod warunkiem, że będzie sprawiedliwy. W przeciwnym razie mają prawo wziąć sprawy we własne łapy, i zacząć działać. W zakonie są tylko trzy rangi: pelajar- uczeń, ksatria- rycerz, juara- mistrz. Każdy uczeń ma swojego mistrza, który uczy go życia w zakonie. Kształci w astronomii, chemii, medycynie i innych dziedzinach potrzebnych w życiu. Dlatego też, liczba szamanów drastycznie zmalała. Bo, niby po co ktoś ma płacić jakiemuś wariatowi z brodą za leczenie, skoro zakonnik może go zbadać za darmo?
Jednak nie myślcie, że tak łatwo jest nim zostać! Najpierw należy przejść szereg prób oraz przestrzegać ustanowionych zasad. Oto regulamin lwiego zakonnika:
1.Wyrzeknij się wszelkiego dobra materialnego.
2.Zapomnij o wszystkim, co możesz w jakiś sposób utracić.
3.Żyj w celibacie, dopiero wtedy skupisz się na swoim przeznaczeniu.
4.Tłum w sobie żal, smutek, nienawiść oraz pozostałe negatywne emocje.
Większość zakonników żyje z dala od rodzin. Chociaż, mogą je jak najbardziej odwiedzać. Muszą też żyć w celibacie. Wyrzec się marzeń o założeniu własnej rodziny. Zamiast tego skupiają się na swoich ,,wyższych'' sprawach. Codziennie zajmują się modłami i pachnącymi kadzidełkami.
Minęło już parę tygodni, od kiedy do zakonu dołączył nowy członek. Lwiątko, wyłowione przez jednego z zakonników z rzeki. Lew co prawda odzyskał przytomność, ale nic nie pamiętał... Stracił pamięć...
Nie wiedział kim jest, co tu robi... dlaczego był w rzece... Jego wybawca, zakonnik Leo, zgłosił przed radą wniosek, aby to właśnie on został mistrzem lewka. Juarowie przystali na to. Uradowany Leo, postanowił nadać swojemu młodemu uczniowi imię: Set Ptolemeusz . W taki oto sposób, Set rozpoczął karierę lwiego zakonnika. Jako pelajar miał nie mało nauki. Te wszystkie zajęcia o cudownych właściwościach kadzidełek, przypraw, czy anatomii, przyprawiały go o dreszcze. No, ale cóż... mus to mus...