wtorek, 14 lutego 2017

18# Dar Nilu

                                     
              
     Nil- jedna z największych rzek świata.  Ostoja dobra, spokoju i urodzaju. 
 Nigdy nie wiadomo co przyniesie, tak samo jak nowe jutro. Jakże wspaniałe jest życie w delcie Nilu!  Nowe zapachy, odgłosy... Na brzegach wznoszą się wspaniałe świątynie, pamiętające czasy faraonów. Właśnie tutaj powstał kult Kręgu Życia. Zapomniane dla ludzi świątynie, stały się doskonałym miejscem osiedlenia dla lwów. Te mury dusiły tajemnicę...
Przebywający w nich zakonnicy, rzadko kiedy wychodzili na dzienne światło. Powietrze przecinały ciągłe modły, połączone z zapachem kadzideł. Tutaj świątynię opuszczało się tylko wtedy, kiedy przyszła taka potrzeba. Jak zaskakuje nowe jutro, tak teraz mieszkańców zaskoczył Nil... 
Dwóch mistrzów przechadzało się mrocznymi korytarzami. Podczas takich wędrówek, nieustannie czcili nieprzerwany Krąg Życia, recytując stare jak ten świat wierszyki.
-Widzisz mój drogi Leo, skoro polujemy na antylopy a po naszej śmierci na nas wyrasta trawa, którą właśnie one spożywają, krąg się zamyka.
-Tak, ale czy to jest sprawiedliwe? Aby tak się stało należy najpierw odebrać życie owemu roślinożercy, kiedy my dożywamy późnej starości. Jak to wytłumaczysz Zawadi?
-Wiele na tym świecie jest tajemnic, które nie są zrozumiałe dla naszego słabego rozumu.
-Weźmy za przykład nasz najukochańszy Nil.-Leo spojrzał w stronę rzeki. Jednak zamiast z powrotem przekierować wzrok na towarzysza, patrzył się martwo w jeden punkt. Przyjaciel widząc taki obrót spraw, lekko pacnął łapą drugiego zakonnika.
-Co? Co widzisz?-Zawadi głośno przełknął ślinę, troskliwie spoglądając na Leona.
-W tej trzcinie... coś tam jest... unosi się nad powierzchnią wody...
   Lew kroczył niepewnie w stronę ,,tobołka''. Jednym susem wylądował na mokrym piachu, chwytając ,,zdobycz''. Ku jego zdziwieniu, z wody wyciągnął jakieś... lwiątko...
Delikatnie ułożył je na zimnej, marmurowej posadzce. Jego uwagę przykuła głęboka rana na skroni. Leo przestał myśleć o zwykłym świecie. Obudził się w nim... instynkt? 
Po prostu wiedział, że musi mu pomóc. 
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
 Rozdział jest  krótki. Na swoją obronę mam to, że to jest dopiero wprowadzenie do większej historii.
                       

           
A to już jest zupełnie inna historia. Z okazji dzisiejszego święta, przedstawiam dobrze nam znaną parę. Tak, pewnie już się domyślacie kto to jest. 
Wiem, wiem... Widzieliście ich wiele razy. Przedstawiam nierozłączny duet, Simbę i Nalę!

poniedziałek, 13 lutego 2017

17# Życie jest niczym nieokiełznana rzeka

        
       Ten dzień był inny niż wszystkie. I nie chodzi tutaj o to, że Karim wreszcie zrzucił białą, górną warstwę sierści, stając się kremowym lwiątkiem. Cała Lwia Ziemia hucznie świętowała...
Krąg życia... tak, tak... Powtarzam się... Ale chyba każdy zna tę bajeczkę...
Trafiając w sedno sprawy, parę dni temu na świat przyszły dwa lwiątka. 
Pewnie teraz pomyślicie, skoro tak, to dlaczego wszyscy tak się radują? Kolejne zwierzęta z rodziny kotowatych, i nic więcej... Nic bardziej mylnego!
Te lwiątka były niezwykłe... Cała sawanna miała zaszczyt powitać księżniczkę Kiarę i księcia Kiongoziego. Dzisiaj, tego pięknego ranka, miała się odbyć prezentacja nowych członków rodziny królewskiej. Kopa, cały zadyszane (widocznie trzeba poprawić kondycję) co chwilę zbiegał z czubka Lwiej Skały, aby tylko z powrotem się tam dostać. Można by rzec, że powracał jak bumerang. 
Nawet stado Złej Ziemi wykazywało zainteresowanie zaistniałą sytuacją.
Wiele podejrzanych osobników kręciło się BARDZO blisko granicy...
Szczerze mówiąc, Kopa też potrafił się tam wałęsać. To miejsce przyciągało go jak magnez...
Wyczekiwał pewnej lwicy. Nie byle jakiej lwicy...
Jego myśli krążyły wokół Vitani. Pięknej osóbki płci przeciwnej. Przed oczyma miał jej fiołkowe ślepia...
Wysiłek został wynagrodzony. Z zarośli wyłoniła się mała lwiczka, co chwilę odgarniająca gęstą grzywkę opadającą na czoło. Tylko książę wiedział dlaczego tu przyszła, chociaż ten czyn dla niektórych podchodził pod samobójstwo...
Dosłownie wczoraj, Tani poprosiła Kopę, aby ten pomógł jej dostać się na prezentację Kiary i Kiona. Bowiem, jej w życiu nigdy nie było dane zobaczyć tak wielkiego przedsięwzięcia. 
Nie dziwmy się, wystarczy spojrzeć na jej rodzinkę...
-To co? Idziemy?-Wysapał uradowany książę.
-Tak. Tylko, Nuka też chciał przyjść. Pewnie teraz odsypia zarwaną noc. Mój brat jest jak niedźwiedź.-Zaśmiała się.-To jak? Pójdziesz ze mną po niego?
-Ale to jest przecież Zła Ziemia...
-Tchórzysz? Przecież już raz tam byłeś.-Popatrzyła na kolegę.-Spokojnie, tym razem nie spotkamy tej zrzędliwej lwicy.
    Lwiak uśmiechnął się. Tak, ostatnia przygoda dała mu dużo do myślenia.
Zmierzając przez glebę naszpikowaną ostrymi kamyczkami, krążąc między mrowiskami, lwiątka dotarły na miejsce. Nieprzyjemny wiatr smagał będącą mikro-rozmiarów grzywkę Kopy.
-Popatrz!-Wrzasnęła Vitani stając na krawędzi przepaści.-Ani jednego krokodylka.-Uśmiechnęła się, spoglądając na rzekę.-One pewnie już się wybrały na prezentację...
-Lepiej wołaj Nukę. My też powinniśmy już iść.
-Jest jeden problem...-zadumała się lwica.-Ty nigdzie nie pójdziesz!-Tani wystawiła pazury, drapiąc nie osłonięty brzuch księcia. Lew nigdy by się nie spodziewał takiego ruchu ze strony przyjaciółki, więc nie był na to przygotowany.
-Bardzo dobrze Vitani!-Wrzasnął wyłaniający się zza krzaków lew.
Kopa od razu go rozpoznał...kiedyś go widział... Mimo iż z każdą uciekającą kropelką krwi tracił świadomość, potrafił skojarzyć fakty...
-Damu...-Wyszeptał książę łapiąc się za brzuch.
-To za moich braci!-Wrzasnęła lwica rozrywając futro na pysku dawnego przyjaciela.
     Damu powolnym krokiem przechadzał się wokół Kopy. Zachowywał się, jakby chciał zapamiętać każdy odcinek jego ciała. Od grzywy po łapy... Lew wiedział, że ma olbrzymią przewagę nad księciem. Bo niby on, dorosły osobnik miałby przegrać z takim niedorozwojem?
Pacnął Kopę tak mocno, że jego bezwładne ciało upadło z hukiem, uderzając o kamień.
Z jego skroni ciurkiem płynęła krew...
Dwukolorowy wziął nie oddychające lwiątko w pysk, po czym z największą gracją wrzucił do będącej nieopodal rzeki.
-Gładko poszło.-Rzekł lew zacierając łapy.-Wypłosz nie żyje, ślady zatuszowane... Twoja matka będzie zadowolona.-Uśmiechnął się na samą myśl o gratulującej mu Zirze.

16# Jak matka i córka

        
          
           Nuka stał jak wryty. Naprawdę? Jego matka? I to z nim? Przecież ona już miała obsesję na punkcie Skazy... Czyżby jej przeszło? Jak z bicza strzelił przestała go kochać? Przecież to jego ojciec...
I jeszcze ten cały Damu... Co łączy tego lwa z jego matką? Przywałęsał się tutaj nie wiadomo  skąd...
Nikt nie zna jego przeszłości z wyjątkiem Ziry...
          Jasny promień dał znać, że światło jeszcze istnieje. Na ścianie jaskini pojawił się cień. Jakaś młoda lwica wkroczyła w sam środek zbiorowiska. Odgarnęła strzępkową grzywkę za ucho, po czym ze zdziwieniem popatrzyła to na swoją matkę, a to na Damu...
-Więc wszystko zostało już ustalone.-Zaśmiała się Zira.-Najpierw musimy wykończyć Kopę...-Zadumała się przez chwilę, muskając łapą swój podbródek.-A kiedy Kovu dorośnie, zaatakujemy Simbę w samo serce...
-Zaraz... Nie mam mnie przez pięć minut, a wy już wymyśliliście plan podboju świata!-Wściekła się Vitani.-Jak to chcecie wykończyć Kopę?! Chcecie go zabić?! Mamo, nie zgadzam się na to! To mój najlepszy przyjaciel!
-Tani, siedź cicho!-Parsknęła Zira.-To jest jedyna droga do tronu! Ten wypłosz nie może go przejąć, zanim Kovu dorośnie! Jeśli jednak tak by się stało... Nawet nie chcę o tym myśleć!
-Nie pozwolę go zabić!
-W takim razie wybieraj, życie jego czy twoich braci! Jeśli zasiądzie na tronie, pierwsze co zrobi to rozkaz zamordowania Nuki, Kovu... a jak mu się spodoba ta rzeź to nawet mnie i ciebie! Nie kieruj się sercem moja córko, słuchaj rozumu...
-Jak to moich braci?-Vitani niemal mówiła przez łzy. Słone krople głucho skapywały na ziemię. Ona musiała być silna, nie mogła pokazać matce swej prawdziwej natury, że w głębi serca jest słaba...
-Myślisz, że będzie potulny jak baranek?-Zira starała się mówić spokojniej, widząc, że już udało jej się złamać niepokorny charakter córki...
-Rodzina zawsze jest na pierwszym miejscu, mamo...
-Czyli zgadzasz się pomóc w planie zabicia księcia?
-Tak mamusiu...-Tani rzuciła się w ramiona Ziry.-Zrobię wszystko, aby Kovu i Nuka mogli żyć...
        Damu wałęsał się na zewnątrz jaskini. Wiatr smagał jego czarno-białą grzywę. Lew miał wrażenie, że lodowaty wiatr za chwilę udusi go w swym mroźnym uścisku. Zamorduje za wszystkie grzechy, które popełnił w ciągu swego nędznego żywota... Dlaczego się zgodził pomóc Zirze? Czy mu na niej zależało?
Czy będzie gotowy dla niej zabić?

niedziela, 12 lutego 2017

15# Iście szatański plan

                                                     
                 
           Zła Ziemia. Większość powie, że to tylko kupa piachu i nic więcej.
Zwierzęta brzydzą się tutaj przychodzić, wolą ominąć te miejsce szerokim łukiem.
Od jakiegoś czasu dzieje się tutaj coś... niepokojącego... Ciągłe hałasy pokwitowane krzykami przecinają gęste powietrze od świtu do zmierzchu. Stado od paru dni nie poluje... jakby wszyscy wymarli... Nic bardziej mylnego! Nasze stado widmo dzień w dzień słucha paplaniny Ziry przywódczyni. Ciemna jaskinia w całości jest wypełniona lwami a na podwyższeniu stoi ona, przywódczyni. Lwica żądna władzy, krwi, mordu...
Jej kąciki ust wypełnia czerwona, tworząca życie ciecz...
Ona chce ją zabrać pewnemu lwu, pochować ją z nim do grobu... Śmierć... Tylko te słowo krąży pośród stada, nieustannie powracając niczym bumerang...
-Kovu musi zasiąść na tronie!-Słowa rozbrzmiewają w powietrzu, odbijając się głucho od ścian jaskini.
-Jak chcesz tego dokonać?-Skrzyżował łapy Damu.
-Należy zabić Simbę!-Lwica wystawiła śnieżnobiałe kły, zadzierając nos.
-Tak, mówiłaś już to. Lecz to nie jest takie proste! Simba jest za silny, a Kovu to jeszcze lwiątko.
-Kovu kiedyś urośnie.
-Zanim urośnie, minie trochę czasu. Jest jeszcze ten cały Kopa...
-Kopa to jeszcze dzieciak.
-Nie wiem czy to dobry pomysł... Jak chcesz go zabić! Rzucisz mu się do gardła?! Wątpię aby do wszystko miało jakiś sens... Nie piszę się na to...
-Nie piszesz się?! Kiedyś przysięgałeś, że pomożesz mi posadzić męskiego potomka na tronie! Obiecałeś Skazie! Co z tego, że dzięki tobie mam syna... Nie wypełniłeś jeszcze do końca swojej przysięgi! Będziesz zabijał dla mnie... dla przyszłego króla!- W oczach Ziry można było dostrzec tylko szaleństwo... Właśnie ono pochłonęło ją w całości. Lwica przepadła jak kamień rzucony w wodę. Przycisnęła Damu do ściany. Wystawiła pazury. Jeździła nimi po jego szyi.
Żyły lwa pulsowały z zawrotnym tempie. Na jego czole pojawiły się kropelki potu, pocił się, bał się... Strach go sparaliżował. Zacisnął zęby, odwracając głowę. Nie chciał na to patrzeć...
Zira stanęła na tylnych łapach, łapiąc jego podbródek. Przyciągnęła go do siebie...
Lew już niemal wiedział, że to jego koniec. Czekał aż kropelki własnej krwi zmącą mu oczy...
Zira zbliżyła się do niego... wtedy stało się coś niebywałego...
Lwica go pocałowała... Ich usta połączyły się... Ta chwila mogła trwać wieczność. Damu przyciągnął ją do siebie. Lwica wiedziała, że on nie przestanie, dopóki ona nie da mu wyraźnego znaku. Nie przejmowali się gapiami, liczyło się tylko to, że są razem...
-Emm... Mamo?-W dalszych partiach jaskini dało się słyszeć zdziwiony głos Nuki.
Zira i Damu momentalnie się od siebie oderwali... Lwica nabrała dumy, z góry spoglądając na zdziwionego Nukę.
-Wracając do sprawy... Musimy zabić Simbę!-Krzyknęła złoziemka.
-Jestem gotów oddać życie za to, aby Kovu zasiadł na tronie.-Wtrącił lew.
-Nie dziwię się-wtrącił Nuka.-Znaczy się, możesz kontynuować mamo...
-Jest jeszcze ten cały Kopa... Zanim Kovu dorośnie, on może przejąć władzę! Nie możemy do tego dopuścić...
-Sugerujesz, że należy go zabić?-Odwrócił się Damu.
-To jedyna droga...


   

piątek, 10 lutego 2017

14# Niech żyje Zira!

    

  Na Złej Ziemi czas płynie inaczej. Rozleniwionym lwom podniesienie łapy trawi za dużo energii. Więc co tutaj mówić o polowaniu?
Znudzone lwiątka z natury mające więcej krzepy, dla zabicia czasu zwykle bombardują kłapiące szczękami krokodyle. 
Ten dzień był inny...
Dosyć spora kolejka lwów od rana stała w progach jaskini Ziry. Dzisiaj rano, kiedy jeszcze słońce nie zdążyło uśmiechnąć się zza widnokręgu, lwica urodziła syna. Radość była niedopisania! Stado miało zamiar świętować ten piękny dzień, przez dobry tydzień...
Nawet Damu pierwszy raz wystawił śnieżnobiałe ząbki i to nie przy polowaniu. Zadowolony, wygwizdując pod nosem nikomu nieznaną pieśń o Nilu i urodzajnej ziemi, z dosyć sporej ilości kory drzewa, zrobił maluchowi kołyskę.
-Jaki on jest śliczny!-Krzyknęła jedna z lwic, przyglądając się skulonej, brązowej kuleczce.
-Taki podobny do ojca...-Westchnęła rozczulona Zira spoglądając badawczo na Damu.-Na szczęście nie do ciebie-przewróciła oczami w kosmatym uśmiechu.-Wygląda zupełnie jak kopia MOJEGO taty.
-Przecież wiem.-Damu uśmiechnął się tak wytwornie i jednocześnie rozkosznie, że jedna z lwic straciła równowagę. Bowiem nie tajemnicą jest, że młody lew był obiektem westchnień każdej członkini stada.
-Zira, kochana... Jak go nazwiesz?-Wzdrygnęła się lwica, która jak dotąd obserwowała całą sytuację z końca jaskini.
-Popatrz moja droga...-Zadumała się Zira.-Oto przed tobą w kołysce leży Kovu, przyszły król Lwiej Ziemi. Lew, któremu przyszedł zaszczyt nosić imię po głębokiej bliźnie Skazy.
Kiedy tylko podrośnie, rozpoczniemy jego szkolenie. Stanie się najszybszy, najsilniejszy i...
-Najprzystojniejszy-wtrącił Damu. Wszystkie oczy w jaskini razem z małym Kovu zwróciły się pytająco w stronę ust, z których wydobyło się owe słowo.
-No co? Urodę odziedziczy chyba po tatusiu? Co nie?- Grzywiasty próbował wybrnąć z zaistniałej sytuacji.
-Damu, skarbie. Ta historia obejmuje rozlew krwi, śmierć, poświęcenie...
A nie skrzaty, tęcze i nosorożce galopujące po łąkach z waty cukrowej.
-Chyba jednorożce.
-Cicho siedź.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
 Tak, rozdział jest krótki ale to dopiero wstęp do większej historii...
To jest cisza przed burzą...

sobota, 4 lutego 2017

13# Cena za przeszłość

             Przeszłość często nas boli, ale to jest jedyna rzecz, od której nie da się uciec. No, może jest jeszcze jedna, mianowicie teściowa, ale to już siła wyższa. Przeszłość Kuongozy wcale nie należała do najlepszych. Teraz wsłuchajcie się w historię lwa, który chciał przezwyciężyć śmierć...
             Lwia Ziemia za czasów króla Mahmuda I Zdobywcy.
 Kiedyś kraina, na której dziś pasą się zwierzęta, miała zupełnie inne granice, o wiele mniejsze... Większość zaliczała się pod dzicz, gdzie żyły zwierzęta, nie podlegające władzy monarchy. Król Mahmud, zajął się podbojami ziem. Powiększył granicę daleko za wodopój, podchodząc pod pustynię. Zebrał dawnych wyrzutków, aby utworzyć z nich armię, niezwyciężoną armię... 
Jednak zasłynął swoim największym podbojem, którym nazwał...Lwią Skałą... To właśnie jemu udało się zdobyć te mistyczne miejsce, gdzie teraz wychowują się pokolenia. Dawniej lud koczowniczy, dzięki niemu się osiedlił. Niedługo po tym przedsięwzięciu, król pojął za żonę najpiękniejszą lwicę ze stada, jego ,,klejnot koronny''. Doczekał się trzech synów. Najstarszego, a zarazem najsilniejszego, nazwał po sobie Mahmud, aby mógł dalej sławić te dostojne imię. Średniego syna nazwał Kuongoza, co oznacza przewodnik. Miało to symbolizować sokoła, który przywiódł go na tę ziemię. Najmłodszego syna nazwał Mehmed, po swoim przedwcześnie zmarłym bracie. Mimo posiadania trzech synów, nie ustanowił, który z nich obejmie władzę. Według niego decydowanie za młodu było błędem, ponieważ nie mógł przewidzieć jacy będą jego synowie.
Mijały kolejne miesiące, a lwiątka rosły jak na drożdżach. Król dokładnie im się przyglądał, aby móc wychwycić najlepszego kandydata do tron. Mehmed był najmłodszy, i najsłabszy...
Biedak, mocno chorował. Nie było pewne czy dożyje dorosłości...  Król Mahmud myślał, że to zły urok, wiążący się z tym imieniem. W końcu, z jego bratem było tak samo...
Książę Mahmud, jako najstarszy z braci, najszybciej uzyskał pełnoletność. Właśnie wtedy zaczęły się kłopoty... Książę był arogancki, żądny władzy oraz pijakiem. Nie tajemnicą jest, że książę truł się najróżniejszymi trunkami. Władca, widząc taką postać rzeczy, postanowił na swojego następcę namaścić Kuongozę.  Dlaczego jego? Najstarszy syn mógł pogrążyć królestwo, najmłodszy mógł nie dożyć dnia koronacji... A Kuongoza? On od początku był neutralny. Nie okazywał zalet, ani wad.
Po śmierci starego władcy, tron objął jego średni syn. Kuongoza III Młody. Władca jako nastolatek musiał podołać obowiązkowi rządzenia państwem. Widać było, że nie jest gotowy, ale każdy wiedział, że spełnia ostatnią wolę swojego ojca. Poddanych drażnił abstrakcyjny wygląd króla, bali się, że może zesłać na nich jakieś poważne nieszczęście. Lwia armia, nawet nie chciała słuchać o młodocianym władcy. Brat króla, Mahmud, był wyraźnie zazdrosny. Przez wiele lat knuł intrygę, aby zasiąść na tronie. Kuongoza, z każdym miesiącem rządził coraz lepiej. Osiągając wiek dorosły, został okrzyknięty władcą wspaniałym. Jeden z jego najwybitniejszych czynów to ten, kiedy postanowił poszerzyć koryto rzeki, aby ta użyźniała pobliską glebę. Pewnej nocy, kiedy młody król spał, Mahmud wlał mu truciznę do ucha, którą dzień wcześniej wykradł pewnemu szamanowi. Nowy król stanowczo zakazał pochówku brata. Nie reagował nawet na łzy matki, oraz błagania brata. Mahmud nie uważał Mehmeda za zagrożenie, ponieważ ten ciężko chorował. Dlatego też, oszczędził jemu  życie. Tak jak podejrzewał stary król, królestwo upadło. Poddani, którzy od wielu lat głodowali, postanowili się zbuntować. Obalili króla, a na tronie posadzili dorosłego już brata, Mehmeda. Nowy władca zmienił prawo, tworząc zasadę dziedziczenia tronu, przez najstarszego syna. Mimo swojej choroby dożył sędziwego wieku. Został zapamiętany jako król Mehmed II Sprawiedliwy. Po jego śmierci tron przejął najstarszy dziedzic, Ahmed. 
Jednak to jeszcze nie koniec historii. Kuongoza musi jeszcze spłacić swój dług, odnośnie śmierci. W młodości udało mu się ją przezwyciężyć. Od tego czasu były król jako przewodnik musi poprowadzić młodego księcia do władzy, nawet za najwyższą cenę...
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
 Jak widać, Kuongoza wcale nie miał barwnej przeszłości. Został zabity przez brata, nie został pogrzebany, a jego ciało po śmierci spożyły sępy... Jedno jest pewne, tak się nie traktuje króla...
Myślicie, że Mahmudowi za pierwszym razem udało się zabić brata? Nic bardziej mylnego...
To właśnie śmierć za każdym razem ratowała Kuongozę, do czasu, aż dług zrobił się zdecydowanie za długi.
A wy za myślicie o postawie Kuongozy III Młodego, jego ojca Mahmuda I Zdobywcy oraz braci
 Mahmuda II Groźnego i Mehmeda II Sprawiedliwego?
 

Obserwatorzy