sobota, 15 kwietnia 2017

21# Choroba




   Choroba... Czymże właściwie jest? Dopada i nieubłaganie dusi w swym żelaznym uścisku, nie dopuszczając do najmniejszego oddechu... Choćby chwili na zaczerpnięcie powietrza...
Właśnie tak miał młody książę Osman, syn faraona Delty Nilu, Echnatona. 
Uczepiło go się pewne choróbsko, męcząc już we wczesnych stadiach życia. Wniosek?
Brak ratunku. Echnaton z troski o syna i prawowitego następcę tronu, począł poszukiwania zielarza, mogącego wypędzić z ciała księcia złego ducha.
Leo, razem ze swoim uczniem Setem, postanowili sprostać zadaniu. Niestety, stan Osmana był beznadziejny. Oddychał ciężko, i nierównomiernie. Lew aby wyleczyć następcę tronu, musiałby wywieść go na odległą ziemię, pokrytą źródłami. Jednak faraon nie chciał na to przystać, mówiąc, że jego syn się tutaj urodził, i właśnie tutaj złoży kości. Młody zakonnik postanowił za wszelką cenę uratować Osmana. Set okazał się być bardzo podobnym z wyglądu, do następcy prawowitego władcy Delty Nilu. Leo postanowił zamienić lwiątka rolami. Dzięki temu starszy zakonnik zyskałby czas na podróż z Osmanem. Odtąd to Set miał pełnić funkcję księcia, jednak nie wszystko szło po jego myśli...
Największym problemem okazała się być siostra, Nef. Ptolemeusz jako Osman musiał sprostać oczekiwaniom zarówno ze strony ojca, jak i siostry.
-Os, Os rusz się wreszcie!- krzyknęła uradowana Nef. Set jeszcze nie do końca czuł się w roli Osmana, więc początkowo zwlekał z odpowiedzią, zastanawiając się, co by właściwie powiedział książę.
-No...- wciągnął powietrze z nadzieją.-Tak, tak... Idę już przecież!- krzyknął uradowany. Tym razem udało mu się wybrnąć z opresji, zadanie odhaczone! Przynajmniej te pierwsze... 
Martwiło go to, co postanowił faraon. Po pałacu chodziły plotki, jakoby Echnaton niedługi miałby dobrowolnie zrezygnować z tronu, na rzecz swojego syna.


sobota, 11 marca 2017

20# Życie zakonnika


        Życie zakonnika nie należy do najłatwiejszych. Ciągłe ranne wstawanie, przeplatane dymem z kadzidełek. Mistrz Leo wiele razy pokazywał Setowi jak używać tego mistycznego narzędzia, lecz mimo wszystko, lew nie mógł tego pojąć. Czy to wina jego zacofanego umysłu? Ależ skądże... 
Wśród murów  świątyni przemykał jakiś cień. Niby nic nowego, ale to jaki był dzień... Minęło już trochę czasu, odkąd Set zasilił szeregi zakonników. Aby to zaznaczyć, na ramieniu lwiątka wytatuowano oko Horusa. Każdy lew w zakonie miał taki tatuaż. Dlatego jaka wielka to była radość Seta, kiedy dowiedział się, że wreszcie może myśleć o sobie jako jednym z zakonników. Ale nadal był uczniem... Uczniem, który po raz kolejny spóźnia się na poranne ćwiczenia u swojego mistrza. Co ma poradzić? Poranne wstawanie nie było w jego naturze... I jeszcze ten denerwujący krokodyl, który domagał się swojej porcji śniadania...
Czy ta świątynia to jakiś dom dla zwierząt, czy jak?! Każdy, kto potrzebuje pomocy ma
prawo tutaj przybyć. Ale krokodyl chcący coś wrzucić na ząb? To chyba już lekka przesada...
-Set!- prychnął oburzony Leo.-Spóźniłeś się czwarty raz w tym tygodniu!
-Tak... ale...- lwiątko spuściło głowę.
-Czy coś się stało?- zapytał opiekuńczym głosem zaniepokojony Leo.
-Pomagałem... jakiemuś zagubionemu zwierzęciu- lwiątko uśmiechnęło się.
-O ile pamiętam, dzisiaj miałeś uczyć się techniki odurzania kadzidłem?
-Niby tak... ale...
-Dzisiaj dostaliśmy poważniejsze zadanie- przerwał mu mistrz.- Zachorował syn faraona, jedyny dziedzic tronu...-zaniepokojony spojrzał na ucznia.-Musimy znaleźć jakieś lekarstwo...-spuścił wzrok.-Dwóch braci juarów już próbowało, i niestety nie udało im się...
-Dlaczego nam ma się udać mistrzu? Przecież niczym nie różnimy się od nich... Do tego jesteśmy niższej rangi...
-Stopień się nie liczy, mój młody pelajarze... Mówisz, że nam to się nie uda? Cóż... nadzieja umiera ostatnia...
-Wiesz mistrzu? Czasami myślę, że jesteś niepoprawnym optymistą...
-Dlaczego?-Leo uśmiechnął się złośliwie.
-Pomimo kłopotów i braku ich rozwiązania, mistrz wszędzie widzi tylko motylki i tęcze...

niedziela, 5 marca 2017

19# Lwi zakonnicy

      
       
    Lwi zakonnicy. Starożytna organizacja mająca na celu pomagać zwierzętom zamieszkującym deltę Nilu. Pod względem ważności w państwie, znajdują się na drugim miejscu, zaraz po faraonie, któremu przysięgali służyć. Oczywiście pod warunkiem, że będzie sprawiedliwy. W przeciwnym razie mają prawo wziąć sprawy we własne łapy, i zacząć działać. W zakonie są tylko trzy rangi:  pelajar- uczeń, ksatria- rycerz, juara- mistrz. Każdy uczeń ma swojego mistrza, który uczy go  życia w zakonie. Kształci w astronomii, chemii, medycynie i innych dziedzinach potrzebnych w życiu. Dlatego też, liczba szamanów drastycznie zmalała. Bo, niby po co ktoś ma płacić jakiemuś wariatowi z brodą za leczenie, skoro zakonnik może go zbadać za darmo?
Jednak nie myślcie, że tak łatwo jest nim zostać! Najpierw należy przejść szereg prób oraz przestrzegać ustanowionych zasad. Oto regulamin lwiego zakonnika:
1.Wyrzeknij się wszelkiego dobra materialnego.
2.Zapomnij o wszystkim, co możesz w jakiś sposób utracić.
3.Żyj w celibacie, dopiero wtedy skupisz się na swoim przeznaczeniu.
4.Tłum w sobie żal, smutek, nienawiść oraz pozostałe negatywne emocje.
  Większość zakonników żyje z dala od rodzin. Chociaż, mogą je jak najbardziej odwiedzać. Muszą też żyć w celibacie. Wyrzec się marzeń o założeniu własnej rodziny. Zamiast tego skupiają się na swoich ,,wyższych'' sprawach. Codziennie zajmują się modłami i pachnącymi kadzidełkami.
Minęło już parę tygodni, od kiedy do zakonu dołączył nowy członek. Lwiątko, wyłowione przez jednego z zakonników z rzeki.  Lew co prawda odzyskał przytomność, ale nic nie pamiętał... Stracił pamięć...
Nie wiedział kim jest, co tu robi... dlaczego był w rzece... Jego wybawca, zakonnik Leo, zgłosił przed radą wniosek, aby to właśnie on został mistrzem lewka. Juarowie przystali na to. Uradowany Leo, postanowił nadać swojemu młodemu uczniowi imię: Set Ptolemeusz . W taki oto sposób, Set rozpoczął karierę lwiego zakonnika. Jako pelajar miał nie mało nauki. Te wszystkie zajęcia o cudownych właściwościach kadzidełek, przypraw, czy anatomii, przyprawiały go o dreszcze. No, ale cóż... mus to mus...


wtorek, 14 lutego 2017

18# Dar Nilu

                                     
              
     Nil- jedna z największych rzek świata.  Ostoja dobra, spokoju i urodzaju. 
 Nigdy nie wiadomo co przyniesie, tak samo jak nowe jutro. Jakże wspaniałe jest życie w delcie Nilu!  Nowe zapachy, odgłosy... Na brzegach wznoszą się wspaniałe świątynie, pamiętające czasy faraonów. Właśnie tutaj powstał kult Kręgu Życia. Zapomniane dla ludzi świątynie, stały się doskonałym miejscem osiedlenia dla lwów. Te mury dusiły tajemnicę...
Przebywający w nich zakonnicy, rzadko kiedy wychodzili na dzienne światło. Powietrze przecinały ciągłe modły, połączone z zapachem kadzideł. Tutaj świątynię opuszczało się tylko wtedy, kiedy przyszła taka potrzeba. Jak zaskakuje nowe jutro, tak teraz mieszkańców zaskoczył Nil... 
Dwóch mistrzów przechadzało się mrocznymi korytarzami. Podczas takich wędrówek, nieustannie czcili nieprzerwany Krąg Życia, recytując stare jak ten świat wierszyki.
-Widzisz mój drogi Leo, skoro polujemy na antylopy a po naszej śmierci na nas wyrasta trawa, którą właśnie one spożywają, krąg się zamyka.
-Tak, ale czy to jest sprawiedliwe? Aby tak się stało należy najpierw odebrać życie owemu roślinożercy, kiedy my dożywamy późnej starości. Jak to wytłumaczysz Zawadi?
-Wiele na tym świecie jest tajemnic, które nie są zrozumiałe dla naszego słabego rozumu.
-Weźmy za przykład nasz najukochańszy Nil.-Leo spojrzał w stronę rzeki. Jednak zamiast z powrotem przekierować wzrok na towarzysza, patrzył się martwo w jeden punkt. Przyjaciel widząc taki obrót spraw, lekko pacnął łapą drugiego zakonnika.
-Co? Co widzisz?-Zawadi głośno przełknął ślinę, troskliwie spoglądając na Leona.
-W tej trzcinie... coś tam jest... unosi się nad powierzchnią wody...
   Lew kroczył niepewnie w stronę ,,tobołka''. Jednym susem wylądował na mokrym piachu, chwytając ,,zdobycz''. Ku jego zdziwieniu, z wody wyciągnął jakieś... lwiątko...
Delikatnie ułożył je na zimnej, marmurowej posadzce. Jego uwagę przykuła głęboka rana na skroni. Leo przestał myśleć o zwykłym świecie. Obudził się w nim... instynkt? 
Po prostu wiedział, że musi mu pomóc. 
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
 Rozdział jest  krótki. Na swoją obronę mam to, że to jest dopiero wprowadzenie do większej historii.
                       

           
A to już jest zupełnie inna historia. Z okazji dzisiejszego święta, przedstawiam dobrze nam znaną parę. Tak, pewnie już się domyślacie kto to jest. 
Wiem, wiem... Widzieliście ich wiele razy. Przedstawiam nierozłączny duet, Simbę i Nalę!

poniedziałek, 13 lutego 2017

17# Życie jest niczym nieokiełznana rzeka

        
       Ten dzień był inny niż wszystkie. I nie chodzi tutaj o to, że Karim wreszcie zrzucił białą, górną warstwę sierści, stając się kremowym lwiątkiem. Cała Lwia Ziemia hucznie świętowała...
Krąg życia... tak, tak... Powtarzam się... Ale chyba każdy zna tę bajeczkę...
Trafiając w sedno sprawy, parę dni temu na świat przyszły dwa lwiątka. 
Pewnie teraz pomyślicie, skoro tak, to dlaczego wszyscy tak się radują? Kolejne zwierzęta z rodziny kotowatych, i nic więcej... Nic bardziej mylnego!
Te lwiątka były niezwykłe... Cała sawanna miała zaszczyt powitać księżniczkę Kiarę i księcia Kiongoziego. Dzisiaj, tego pięknego ranka, miała się odbyć prezentacja nowych członków rodziny królewskiej. Kopa, cały zadyszane (widocznie trzeba poprawić kondycję) co chwilę zbiegał z czubka Lwiej Skały, aby tylko z powrotem się tam dostać. Można by rzec, że powracał jak bumerang. 
Nawet stado Złej Ziemi wykazywało zainteresowanie zaistniałą sytuacją.
Wiele podejrzanych osobników kręciło się BARDZO blisko granicy...
Szczerze mówiąc, Kopa też potrafił się tam wałęsać. To miejsce przyciągało go jak magnez...
Wyczekiwał pewnej lwicy. Nie byle jakiej lwicy...
Jego myśli krążyły wokół Vitani. Pięknej osóbki płci przeciwnej. Przed oczyma miał jej fiołkowe ślepia...
Wysiłek został wynagrodzony. Z zarośli wyłoniła się mała lwiczka, co chwilę odgarniająca gęstą grzywkę opadającą na czoło. Tylko książę wiedział dlaczego tu przyszła, chociaż ten czyn dla niektórych podchodził pod samobójstwo...
Dosłownie wczoraj, Tani poprosiła Kopę, aby ten pomógł jej dostać się na prezentację Kiary i Kiona. Bowiem, jej w życiu nigdy nie było dane zobaczyć tak wielkiego przedsięwzięcia. 
Nie dziwmy się, wystarczy spojrzeć na jej rodzinkę...
-To co? Idziemy?-Wysapał uradowany książę.
-Tak. Tylko, Nuka też chciał przyjść. Pewnie teraz odsypia zarwaną noc. Mój brat jest jak niedźwiedź.-Zaśmiała się.-To jak? Pójdziesz ze mną po niego?
-Ale to jest przecież Zła Ziemia...
-Tchórzysz? Przecież już raz tam byłeś.-Popatrzyła na kolegę.-Spokojnie, tym razem nie spotkamy tej zrzędliwej lwicy.
    Lwiak uśmiechnął się. Tak, ostatnia przygoda dała mu dużo do myślenia.
Zmierzając przez glebę naszpikowaną ostrymi kamyczkami, krążąc między mrowiskami, lwiątka dotarły na miejsce. Nieprzyjemny wiatr smagał będącą mikro-rozmiarów grzywkę Kopy.
-Popatrz!-Wrzasnęła Vitani stając na krawędzi przepaści.-Ani jednego krokodylka.-Uśmiechnęła się, spoglądając na rzekę.-One pewnie już się wybrały na prezentację...
-Lepiej wołaj Nukę. My też powinniśmy już iść.
-Jest jeden problem...-zadumała się lwica.-Ty nigdzie nie pójdziesz!-Tani wystawiła pazury, drapiąc nie osłonięty brzuch księcia. Lew nigdy by się nie spodziewał takiego ruchu ze strony przyjaciółki, więc nie był na to przygotowany.
-Bardzo dobrze Vitani!-Wrzasnął wyłaniający się zza krzaków lew.
Kopa od razu go rozpoznał...kiedyś go widział... Mimo iż z każdą uciekającą kropelką krwi tracił świadomość, potrafił skojarzyć fakty...
-Damu...-Wyszeptał książę łapiąc się za brzuch.
-To za moich braci!-Wrzasnęła lwica rozrywając futro na pysku dawnego przyjaciela.
     Damu powolnym krokiem przechadzał się wokół Kopy. Zachowywał się, jakby chciał zapamiętać każdy odcinek jego ciała. Od grzywy po łapy... Lew wiedział, że ma olbrzymią przewagę nad księciem. Bo niby on, dorosły osobnik miałby przegrać z takim niedorozwojem?
Pacnął Kopę tak mocno, że jego bezwładne ciało upadło z hukiem, uderzając o kamień.
Z jego skroni ciurkiem płynęła krew...
Dwukolorowy wziął nie oddychające lwiątko w pysk, po czym z największą gracją wrzucił do będącej nieopodal rzeki.
-Gładko poszło.-Rzekł lew zacierając łapy.-Wypłosz nie żyje, ślady zatuszowane... Twoja matka będzie zadowolona.-Uśmiechnął się na samą myśl o gratulującej mu Zirze.

16# Jak matka i córka

        
          
           Nuka stał jak wryty. Naprawdę? Jego matka? I to z nim? Przecież ona już miała obsesję na punkcie Skazy... Czyżby jej przeszło? Jak z bicza strzelił przestała go kochać? Przecież to jego ojciec...
I jeszcze ten cały Damu... Co łączy tego lwa z jego matką? Przywałęsał się tutaj nie wiadomo  skąd...
Nikt nie zna jego przeszłości z wyjątkiem Ziry...
          Jasny promień dał znać, że światło jeszcze istnieje. Na ścianie jaskini pojawił się cień. Jakaś młoda lwica wkroczyła w sam środek zbiorowiska. Odgarnęła strzępkową grzywkę za ucho, po czym ze zdziwieniem popatrzyła to na swoją matkę, a to na Damu...
-Więc wszystko zostało już ustalone.-Zaśmiała się Zira.-Najpierw musimy wykończyć Kopę...-Zadumała się przez chwilę, muskając łapą swój podbródek.-A kiedy Kovu dorośnie, zaatakujemy Simbę w samo serce...
-Zaraz... Nie mam mnie przez pięć minut, a wy już wymyśliliście plan podboju świata!-Wściekła się Vitani.-Jak to chcecie wykończyć Kopę?! Chcecie go zabić?! Mamo, nie zgadzam się na to! To mój najlepszy przyjaciel!
-Tani, siedź cicho!-Parsknęła Zira.-To jest jedyna droga do tronu! Ten wypłosz nie może go przejąć, zanim Kovu dorośnie! Jeśli jednak tak by się stało... Nawet nie chcę o tym myśleć!
-Nie pozwolę go zabić!
-W takim razie wybieraj, życie jego czy twoich braci! Jeśli zasiądzie na tronie, pierwsze co zrobi to rozkaz zamordowania Nuki, Kovu... a jak mu się spodoba ta rzeź to nawet mnie i ciebie! Nie kieruj się sercem moja córko, słuchaj rozumu...
-Jak to moich braci?-Vitani niemal mówiła przez łzy. Słone krople głucho skapywały na ziemię. Ona musiała być silna, nie mogła pokazać matce swej prawdziwej natury, że w głębi serca jest słaba...
-Myślisz, że będzie potulny jak baranek?-Zira starała się mówić spokojniej, widząc, że już udało jej się złamać niepokorny charakter córki...
-Rodzina zawsze jest na pierwszym miejscu, mamo...
-Czyli zgadzasz się pomóc w planie zabicia księcia?
-Tak mamusiu...-Tani rzuciła się w ramiona Ziry.-Zrobię wszystko, aby Kovu i Nuka mogli żyć...
        Damu wałęsał się na zewnątrz jaskini. Wiatr smagał jego czarno-białą grzywę. Lew miał wrażenie, że lodowaty wiatr za chwilę udusi go w swym mroźnym uścisku. Zamorduje za wszystkie grzechy, które popełnił w ciągu swego nędznego żywota... Dlaczego się zgodził pomóc Zirze? Czy mu na niej zależało?
Czy będzie gotowy dla niej zabić?

niedziela, 12 lutego 2017

15# Iście szatański plan

                                                     
                 
           Zła Ziemia. Większość powie, że to tylko kupa piachu i nic więcej.
Zwierzęta brzydzą się tutaj przychodzić, wolą ominąć te miejsce szerokim łukiem.
Od jakiegoś czasu dzieje się tutaj coś... niepokojącego... Ciągłe hałasy pokwitowane krzykami przecinają gęste powietrze od świtu do zmierzchu. Stado od paru dni nie poluje... jakby wszyscy wymarli... Nic bardziej mylnego! Nasze stado widmo dzień w dzień słucha paplaniny Ziry przywódczyni. Ciemna jaskinia w całości jest wypełniona lwami a na podwyższeniu stoi ona, przywódczyni. Lwica żądna władzy, krwi, mordu...
Jej kąciki ust wypełnia czerwona, tworząca życie ciecz...
Ona chce ją zabrać pewnemu lwu, pochować ją z nim do grobu... Śmierć... Tylko te słowo krąży pośród stada, nieustannie powracając niczym bumerang...
-Kovu musi zasiąść na tronie!-Słowa rozbrzmiewają w powietrzu, odbijając się głucho od ścian jaskini.
-Jak chcesz tego dokonać?-Skrzyżował łapy Damu.
-Należy zabić Simbę!-Lwica wystawiła śnieżnobiałe kły, zadzierając nos.
-Tak, mówiłaś już to. Lecz to nie jest takie proste! Simba jest za silny, a Kovu to jeszcze lwiątko.
-Kovu kiedyś urośnie.
-Zanim urośnie, minie trochę czasu. Jest jeszcze ten cały Kopa...
-Kopa to jeszcze dzieciak.
-Nie wiem czy to dobry pomysł... Jak chcesz go zabić! Rzucisz mu się do gardła?! Wątpię aby do wszystko miało jakiś sens... Nie piszę się na to...
-Nie piszesz się?! Kiedyś przysięgałeś, że pomożesz mi posadzić męskiego potomka na tronie! Obiecałeś Skazie! Co z tego, że dzięki tobie mam syna... Nie wypełniłeś jeszcze do końca swojej przysięgi! Będziesz zabijał dla mnie... dla przyszłego króla!- W oczach Ziry można było dostrzec tylko szaleństwo... Właśnie ono pochłonęło ją w całości. Lwica przepadła jak kamień rzucony w wodę. Przycisnęła Damu do ściany. Wystawiła pazury. Jeździła nimi po jego szyi.
Żyły lwa pulsowały z zawrotnym tempie. Na jego czole pojawiły się kropelki potu, pocił się, bał się... Strach go sparaliżował. Zacisnął zęby, odwracając głowę. Nie chciał na to patrzeć...
Zira stanęła na tylnych łapach, łapiąc jego podbródek. Przyciągnęła go do siebie...
Lew już niemal wiedział, że to jego koniec. Czekał aż kropelki własnej krwi zmącą mu oczy...
Zira zbliżyła się do niego... wtedy stało się coś niebywałego...
Lwica go pocałowała... Ich usta połączyły się... Ta chwila mogła trwać wieczność. Damu przyciągnął ją do siebie. Lwica wiedziała, że on nie przestanie, dopóki ona nie da mu wyraźnego znaku. Nie przejmowali się gapiami, liczyło się tylko to, że są razem...
-Emm... Mamo?-W dalszych partiach jaskini dało się słyszeć zdziwiony głos Nuki.
Zira i Damu momentalnie się od siebie oderwali... Lwica nabrała dumy, z góry spoglądając na zdziwionego Nukę.
-Wracając do sprawy... Musimy zabić Simbę!-Krzyknęła złoziemka.
-Jestem gotów oddać życie za to, aby Kovu zasiadł na tronie.-Wtrącił lew.
-Nie dziwię się-wtrącił Nuka.-Znaczy się, możesz kontynuować mamo...
-Jest jeszcze ten cały Kopa... Zanim Kovu dorośnie, on może przejąć władzę! Nie możemy do tego dopuścić...
-Sugerujesz, że należy go zabić?-Odwrócił się Damu.
-To jedyna droga...


   

piątek, 10 lutego 2017

14# Niech żyje Zira!

    

  Na Złej Ziemi czas płynie inaczej. Rozleniwionym lwom podniesienie łapy trawi za dużo energii. Więc co tutaj mówić o polowaniu?
Znudzone lwiątka z natury mające więcej krzepy, dla zabicia czasu zwykle bombardują kłapiące szczękami krokodyle. 
Ten dzień był inny...
Dosyć spora kolejka lwów od rana stała w progach jaskini Ziry. Dzisiaj rano, kiedy jeszcze słońce nie zdążyło uśmiechnąć się zza widnokręgu, lwica urodziła syna. Radość była niedopisania! Stado miało zamiar świętować ten piękny dzień, przez dobry tydzień...
Nawet Damu pierwszy raz wystawił śnieżnobiałe ząbki i to nie przy polowaniu. Zadowolony, wygwizdując pod nosem nikomu nieznaną pieśń o Nilu i urodzajnej ziemi, z dosyć sporej ilości kory drzewa, zrobił maluchowi kołyskę.
-Jaki on jest śliczny!-Krzyknęła jedna z lwic, przyglądając się skulonej, brązowej kuleczce.
-Taki podobny do ojca...-Westchnęła rozczulona Zira spoglądając badawczo na Damu.-Na szczęście nie do ciebie-przewróciła oczami w kosmatym uśmiechu.-Wygląda zupełnie jak kopia MOJEGO taty.
-Przecież wiem.-Damu uśmiechnął się tak wytwornie i jednocześnie rozkosznie, że jedna z lwic straciła równowagę. Bowiem nie tajemnicą jest, że młody lew był obiektem westchnień każdej członkini stada.
-Zira, kochana... Jak go nazwiesz?-Wzdrygnęła się lwica, która jak dotąd obserwowała całą sytuację z końca jaskini.
-Popatrz moja droga...-Zadumała się Zira.-Oto przed tobą w kołysce leży Kovu, przyszły król Lwiej Ziemi. Lew, któremu przyszedł zaszczyt nosić imię po głębokiej bliźnie Skazy.
Kiedy tylko podrośnie, rozpoczniemy jego szkolenie. Stanie się najszybszy, najsilniejszy i...
-Najprzystojniejszy-wtrącił Damu. Wszystkie oczy w jaskini razem z małym Kovu zwróciły się pytająco w stronę ust, z których wydobyło się owe słowo.
-No co? Urodę odziedziczy chyba po tatusiu? Co nie?- Grzywiasty próbował wybrnąć z zaistniałej sytuacji.
-Damu, skarbie. Ta historia obejmuje rozlew krwi, śmierć, poświęcenie...
A nie skrzaty, tęcze i nosorożce galopujące po łąkach z waty cukrowej.
-Chyba jednorożce.
-Cicho siedź.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
 Tak, rozdział jest krótki ale to dopiero wstęp do większej historii...
To jest cisza przed burzą...

sobota, 4 lutego 2017

13# Cena za przeszłość

             Przeszłość często nas boli, ale to jest jedyna rzecz, od której nie da się uciec. No, może jest jeszcze jedna, mianowicie teściowa, ale to już siła wyższa. Przeszłość Kuongozy wcale nie należała do najlepszych. Teraz wsłuchajcie się w historię lwa, który chciał przezwyciężyć śmierć...
             Lwia Ziemia za czasów króla Mahmuda I Zdobywcy.
 Kiedyś kraina, na której dziś pasą się zwierzęta, miała zupełnie inne granice, o wiele mniejsze... Większość zaliczała się pod dzicz, gdzie żyły zwierzęta, nie podlegające władzy monarchy. Król Mahmud, zajął się podbojami ziem. Powiększył granicę daleko za wodopój, podchodząc pod pustynię. Zebrał dawnych wyrzutków, aby utworzyć z nich armię, niezwyciężoną armię... 
Jednak zasłynął swoim największym podbojem, którym nazwał...Lwią Skałą... To właśnie jemu udało się zdobyć te mistyczne miejsce, gdzie teraz wychowują się pokolenia. Dawniej lud koczowniczy, dzięki niemu się osiedlił. Niedługo po tym przedsięwzięciu, król pojął za żonę najpiękniejszą lwicę ze stada, jego ,,klejnot koronny''. Doczekał się trzech synów. Najstarszego, a zarazem najsilniejszego, nazwał po sobie Mahmud, aby mógł dalej sławić te dostojne imię. Średniego syna nazwał Kuongoza, co oznacza przewodnik. Miało to symbolizować sokoła, który przywiódł go na tę ziemię. Najmłodszego syna nazwał Mehmed, po swoim przedwcześnie zmarłym bracie. Mimo posiadania trzech synów, nie ustanowił, który z nich obejmie władzę. Według niego decydowanie za młodu było błędem, ponieważ nie mógł przewidzieć jacy będą jego synowie.
Mijały kolejne miesiące, a lwiątka rosły jak na drożdżach. Król dokładnie im się przyglądał, aby móc wychwycić najlepszego kandydata do tron. Mehmed był najmłodszy, i najsłabszy...
Biedak, mocno chorował. Nie było pewne czy dożyje dorosłości...  Król Mahmud myślał, że to zły urok, wiążący się z tym imieniem. W końcu, z jego bratem było tak samo...
Książę Mahmud, jako najstarszy z braci, najszybciej uzyskał pełnoletność. Właśnie wtedy zaczęły się kłopoty... Książę był arogancki, żądny władzy oraz pijakiem. Nie tajemnicą jest, że książę truł się najróżniejszymi trunkami. Władca, widząc taką postać rzeczy, postanowił na swojego następcę namaścić Kuongozę.  Dlaczego jego? Najstarszy syn mógł pogrążyć królestwo, najmłodszy mógł nie dożyć dnia koronacji... A Kuongoza? On od początku był neutralny. Nie okazywał zalet, ani wad.
Po śmierci starego władcy, tron objął jego średni syn. Kuongoza III Młody. Władca jako nastolatek musiał podołać obowiązkowi rządzenia państwem. Widać było, że nie jest gotowy, ale każdy wiedział, że spełnia ostatnią wolę swojego ojca. Poddanych drażnił abstrakcyjny wygląd króla, bali się, że może zesłać na nich jakieś poważne nieszczęście. Lwia armia, nawet nie chciała słuchać o młodocianym władcy. Brat króla, Mahmud, był wyraźnie zazdrosny. Przez wiele lat knuł intrygę, aby zasiąść na tronie. Kuongoza, z każdym miesiącem rządził coraz lepiej. Osiągając wiek dorosły, został okrzyknięty władcą wspaniałym. Jeden z jego najwybitniejszych czynów to ten, kiedy postanowił poszerzyć koryto rzeki, aby ta użyźniała pobliską glebę. Pewnej nocy, kiedy młody król spał, Mahmud wlał mu truciznę do ucha, którą dzień wcześniej wykradł pewnemu szamanowi. Nowy król stanowczo zakazał pochówku brata. Nie reagował nawet na łzy matki, oraz błagania brata. Mahmud nie uważał Mehmeda za zagrożenie, ponieważ ten ciężko chorował. Dlatego też, oszczędził jemu  życie. Tak jak podejrzewał stary król, królestwo upadło. Poddani, którzy od wielu lat głodowali, postanowili się zbuntować. Obalili króla, a na tronie posadzili dorosłego już brata, Mehmeda. Nowy władca zmienił prawo, tworząc zasadę dziedziczenia tronu, przez najstarszego syna. Mimo swojej choroby dożył sędziwego wieku. Został zapamiętany jako król Mehmed II Sprawiedliwy. Po jego śmierci tron przejął najstarszy dziedzic, Ahmed. 
Jednak to jeszcze nie koniec historii. Kuongoza musi jeszcze spłacić swój dług, odnośnie śmierci. W młodości udało mu się ją przezwyciężyć. Od tego czasu były król jako przewodnik musi poprowadzić młodego księcia do władzy, nawet za najwyższą cenę...
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
 Jak widać, Kuongoza wcale nie miał barwnej przeszłości. Został zabity przez brata, nie został pogrzebany, a jego ciało po śmierci spożyły sępy... Jedno jest pewne, tak się nie traktuje króla...
Myślicie, że Mahmudowi za pierwszym razem udało się zabić brata? Nic bardziej mylnego...
To właśnie śmierć za każdym razem ratowała Kuongozę, do czasu, aż dług zrobił się zdecydowanie za długi.
A wy za myślicie o postawie Kuongozy III Młodego, jego ojca Mahmuda I Zdobywcy oraz braci
 Mahmuda II Groźnego i Mehmeda II Sprawiedliwego?
 

piątek, 27 stycznia 2017

12# Kuongoza

  Kopa wykonał jeden wspaniały skok, po czym jego obolałe łapki, zderzyły się z grudkowatą ziemią.
Strażnik, ochroniarz, przewodnik, mędrzec...
Tylko te słowa, niczym zjawa nawiedzały umysł młodego lewka. Mimowolnie tam przesiadywały, zakładając obozowiska. Nic, ani nikt nie mógł ich wygonić. Jeśli zapomniało się na chwilę, powracały ze zdwojoną siłą, dwojąc się i trojąc, aby tylko nie zniknęły. Dlaczego większość społeczeństwa sawanny zna swojego strażnika?
Czemuż to, taka zeberka o krzywych nogach, wie kto jest jej przewodnikiem, a książę nie wie?
Co takiego ma ten roślinożerca, czego nie ma lew? W czym jest gorszy?
Czy im przychodzi to łatwiej? Jak to zrobić? Czy książę jest do niczego, bo jeszcze 
nie udało mu się odnaleźć swego przeznaczenia? Na te pytania, odpowiedzi zna tylko on sam... Są ukryte głęboko, w jego płytkim sercu. Jego zadaniem jest wziąć kilof, i dokopać się do najgłębszych zakamarków, aby tylko się przekonać, jaki jest naprawdę...
Przez nawiedzony umysł, Kopa nie spostrzegł stojącego przed nim lwa. Nie wyglądał jakoś zachęcająco... Jego wyraz twarzy wcale nie mówiła ,,Ej, przybyszu! Chodź i pobaw się ze mną!'' Wręcz przeciwnie...
Owy lew, był widocznie starszy od niego. Bo przecież niemożliwością jest, aby na spożywaniu samych kisieli, w  wieku księcia doczekać tak pokaźnych rozmiarów. Przybysz był nastolatkiem, a swoim wyglądem przypominał jakiegoś buntownika. Był miodowym lwem, ze strzępkową grzywą. Doprawdy nie wiem, skąd pochodzi ten lew, ale żeby wygolić już strzępkową grzywę? Trzeba mieć nierówno pod kopułą...
Do tego końcówki jego rudego owłosienia głowy, pokryte były dwoma kolorami. Niebieski i zielony, właśnie te barwy, w neonowej spirali przeplatały się nawzajem. 
Oczywiście, będąc pod wrażeniem nowego przybysza, Kopa wleciał wprost na niego. Po prostu lwiak nie wyhamował... Śmiejecie się? A wam łatwo by było spróbować zatrzymać się na nierównym gruncie, w pełnym biegu? Teraz pewnie myślicie, że nasz bohater leży na ,,młodym buntowniku'' próbując wymyślić jak najlepszą wymówkę, i zwiać... Otóż, wcale nie! Co prawda Kopa leżał, ale na kamieniu...
Buntownik był przezroczysty jak zjawa, przechodziły przez niego najróżniejsze przedmioty. Jeśli chcecie to wypróbować, zawołajcie Kuongoze, i rzućcie w jego kierunku doniczkę. Kuongoza? Kto to jest? 
Tak przedstawił się księciu owy lew, wystawiając swoje śnieżnobiałe ząbki. Oczywiście biały odbija światło, czego przekonał się Kopa. Bowiem, strużki promieni światła dziennego, dosięgły jego obolałych źrenic...
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
 Wreszcie rozdział!
 Co myślicie o Kuongozie?
 Jaki jest? Mogę zdradzić tylko jedno.
W historii będzie miał nie małe znaczenie...


piątek, 13 stycznia 2017

11# Strażnik

             Dzień, z pozoru niczym nie różniący się od innych. Ptaki, tak samo jak wczoraj, i przedwczoraj śpiewały, hipopotamy pluskały się w wodzie, a krokodyle spokojne kłapały potężnymi szczękami,
ukazując swoje śnieżnobiałe uzębienie. Jednak, każdy dzień, z 365. dni w roku, ma coś w sobie innego, unikalnego, niezwykłego...
Ten też charakteryzował się czymś, co odróżniało go, od pozostałych. Tego dnia, Kopę czekała ,,fantastyczna'' lekcja u Rafikiego. Bo przecież, kto by nie chciał spotkać się z kolebką lwich opowieści?
Lwiak z posępną miną, czekał na mandryla pod baobabem. Rozłożysta korona drzewa, rzucała tyle cienia, że samo mieszkanie na pustyni, wydawało się jak najbardziej zachęcające.
Książę czekał na szamana, już od dobrych kilku minut, co dla dziecka jest jak wyrok wieczności. Więc nie dziwcie się, że lewek zaczął się zwyczajnie mówić.
-Witaj Kopa, przepraszam, że się trochę spóźniłem, ale musiałem rozwiązać ważną sprawę wśród słoni, albo raczej ich trąby...-Ciszę przerwał surowy, a zarazem spokojny głos.
-Przecież nic się nie stało, a zresztą, miałem pożyteczne zajęcie. Liczyłem obwód baobabu.-Książę odwrócił się do tyłu, jakby miał nieodłączne wrażenie, że ktoś za nim stoi.
-Czy wszystko w porządku?-Odezwał się zatroskany głos Rafikiego. Stary mandryl po dziś dzień, nie doczekał się dzieci. Widok młodego następcy tronu, dawał mu wiele radości, a sam próbował być dla niego niczym wujek, służący dobrą radą w każdej sytuacji.
-To, co dzisiaj będziesz próbował wkuć mi, do niezbyt mądrej głowy?
-Chcesz się dowiedzieć?-Zamyślił się, finezyjnie  głaskając koniec koziej bródki.-Goń mnie!
Szaman, niczym nastolatek, rzucił się w wyższe partie koron drzew. On to lubił, kochał...
Czuł się naprawdę wolny, kiedy wiatr trzymał go w mroźnym uścisku, nie dając chwili wytchnienia... Był w swoim żywiole...
Po wcale niedługim odcinku czasu (mógłby być jeszcze krótszy, gdyby nie niezdarna wspinaczka Kopy), książę znalazł się tuż obok (trochę za blisko) medytującego mandryla.
Był oszołomiony wszystkimi malowidłami. Baobab  nabierał charakteru fantazyjnego, odbijając wszystkie kolory! Od krwistej czerwieni, po posępny granat... tak właśnie wyglądała kolorystyka, tego niezwykłego miejsca...
Jednak spośród tak wielkiej różnorodności malunków, uwagę księcia przykuł tylko jeden...
Przedstawiał lwiątko otoczone niebieskim kręgiem, u którego końcu rozprzestrzeniała się zielona barwa.
-Rafiki- zagadnął niepewnie książę.-Czy to jestem ja?
-Tak, dobrze odgadłeś.
-Ale, dlaczego tutaj jest jakiś zgniłozielony kolor? Czy zemną jest coś nie tak?
-Nie, wręcz przeciwnie-szaman uśmiechnął się.-Zieleń oznacza nadzieję, nadzieję z jaką wiążemy przyszłego króla. Spójrz Kopa, tylko niektóre z tych malunków, są otoczone zieloną barwą. Są to byli władcy, lub ci, którzy mieli nimi być. Niestety, ale prawda jest okrutna, i niektórzy, chociaż byli następcami, nie dożyli dnia koronacji, z różnych przyczyn. Właśnie ci, są otoczeni czerwienią, symbolizującą życie. Po śmierci stają się strażnikami rodziny. Każdy otrzymał w darze, własnego opiekuna, który ma obowiązek pomagać nam, w chwili zwątpienia.
-A, wiesz kto jest moim?-Spytał z olbrzymią nadzieją w głosie Kopa.
-Tego, musisz dowiedzieć się sam...

środa, 11 stycznia 2017

10# Pamiętnik tego złego

             Wyobrażacie sobie, jakby wyglądało wasze życie, gdybyście zostali pośmiewiskiem ludu?
Gdyby każdy lew, każde zwierzę na życiodajnej sawannie, od mrówki, po słonia, wyśmiewałoby was?
Czy kiedykolwiek, przyszłoby wam do głowy, jak wyglądałoby wasze życie, gdybyście dzień, w dzień, wstawali rano, wiedząc, że musicie walczyć o przetrwanie wśród gęstniejącego tłumu?
Myślicie, że to wszystko jest żartem? Zdecydowanie nie! Ta historia jest
prawdziwa, a jej głównym bohaterem, jest Damu. Lew uważany za margines, marginesu,
ostateczne zero społeczne, koniec alfabetu...
Jednak mimo wszystko, nikomu się na to nie skarżył. Wewnętrzny gniew tłumił w sobie, nie ukazując
go nikomu.
W ten z pozoru normalny dzień, Damu obudził się jak zwykle, czyli zaraz po wyjrzeniu słońca zza widnokręgu.
Kiedy promienie słońca, nie zdołały jeszcze objąć w całym swoim posiadaniu Złej Ziemi, dwukolorowy włóczył się koło granicy.
Był czujny, wszędzie mogło czekać wszelkie niebezpieczeństwo, lub potencjalny obiad.
Przez całą noc męczyły go koszmary, o jego przeszłości...
To była jedna z jego tajemnic, z którą nikomu się nie podzielił.
Tak samo jak pozostałe emocje, tłumił to w sobie, ograniczając dopływ świeżych promieni dnia.
-Co, Damu? Znowu znikasz na cały poranek, i myślisz nie wiadomo o czym?-Spokojny głos Ziry, zapełnił pustkę osamotnienia...
-Tak jakoś...a jak ty się czujesz, jako przyszła matka?
-Jestem pewna, że urodzi się lew, który dokończy dzieło Skazy.
-A jeśli to będzie lwi...
-Nawet tak nie mów! To by oznaczało, że jedyną nadzieją zostałby Nuka... Wiesz jaki on jest...
-Na pewno nie chwali się zbytnio rozumem...
-Przykro mi to mówić, ponieważ to jest mój syn...ale on jest po prostu głupi!
Damu zadumał się przez chwilę, spoglądając na rysujące się w oddali, malownicze góry...
-Nie zapomniałeś jeszcze o swojej przeszłości?
-Przeszłość już mnie nie dotyczy. Jestem poza wszystkimi namiarami...
-Czyli ciągle o tym pamiętasz... Pewnie chcesz wrócić...
-Lata temu przysięgałem coś tobie, i słowa po części dotrzymałem...
-Tak, ale to pierwsza część etapu. Prawowitego następcę Skazy, trzeba jeszcze posadzić na tronie...
-To nie będzie proste...
-O nie! Nic nie jest teraz proste. Rozlew krwi jest nieunikniony i trzeba walczyć!
-Więc już opracowałaś dokładny plan...
-Jakbyś mi czytał w myślach. Będziemy go wdrażać powoli, przez długie lata, aż mój syn-dotknęła swojego brzucha.-Zasiądzie na tronie!
Damu odwrócił się, chciał odejść. Nienawidził  ciągłej paplaniny Ziry, o tym na jakiego silnego lwa, wyrośnie jej syn. Złoziemca wrócił do stada. Położył się na swoim kamieniu, po czym podziwiał uroki lwic, co chwilę drapiąc się zastanawiająco, po swojej jeszcze niezbyt długiej bródce. Przez lwice był uważany za osobnika bardzo uroczego. Wyróżniał się na tle innych, jako zadbany lew, o pięknych, nie do podrobienia oczach, przypominających zieleń bezkresnego oceanu.
A co o tym wszystkim sądził Damu? Zdecydowanie nie należał do otwartych lwów, mówiących wszystko jak myślą. On był bardzo skryty, a swój żywot często porównywał do łódki, dryfującej po bezkresnym oceanie, szukając swojego nurtu...

poniedziałek, 9 stycznia 2017

9# Damu,nora,jaskinia,pies

                Kopa niepewnie rozejrzał się po jaskini. Swoim wzrokiem poszukiwał matki, która
zdenerwowana leżała na kamiennym wzniesieniu, przeznaczonym dla rodziny królewskiej.
Wokół królowej tańcował trochę speszony całą sytuacją Rafiki. W swoich dłoniach trzymał najróżniejsze skorupki, służące jako miseczki, z których to parowała para, mogąca nawet zatkać trombe słoniowi,
lub wylewała się jakaś ciecz, farbując przy tym podłogę. Wejścia strzegły lwice, więc książę za żadne skarby tego świata, nie potrafił obejść tak solidnej ochrony. Kiedy Kopa zaczął używać swojej potęgi umysłu, aby odnaleźć dosyć rzeczywisty sposób na ominięcie ,,goryli'', Simbie przegrzewał się mózg, od
nadmiaru pustynnego słońca. Król dostawał białej gorączki. Broczył zmęczonymi łapami, po dosyć ostrych odłamkach skał, śpiewając przy tym nikomu nie znaną piosenkę, o zielonych fiołkach rosnących na księżycu.
Zniecierpliwiony grzywiasty rudzielec, rozpoczął żmudny proces piłowania pazurów, niemało co zakończony
odgryzieniem kawałka kończyny. Tragedię grecką w wykonaniu Simby, przerwał wychodzący akurat z jaskini Rafiki. Szaman popatrzył na niego jednym ze swoich dziwacznych, i wiele lat ćwiczonych spojrzeń, typu : ,,uważaj po dostaniesz moim kijem po głowie''. Król dobrze znał właściwości przenikającego
wzroku pawiana. Natychmiast się wyprostował, i dumnie wyprężył pierś, jak to na władcę przystało.
-Nala, jak ona się czuje?!-Niemal krzyknął przerażony Simba, dbający o żonę w każdym calu.
-Była trochę zdenerwowana, ale już jest dobrze, tak, już dobrze.-Odparł aż za spokojnym głosem szaman.-Mogę tylko powiedzieć, że jestem genialniejszy niż myślałem-zadumał się.-Miałem rację. W twojej rodzinie, Simba, pojawi się kolejne lwiątko.
-Nala, czy ona...
-No przecież mówię! Jakiego słowa mojej wyjątkowo prostej wypowiedzi nie zrozumiałeś?!
-Rafiki...-odezwał się podekscytowany książę.-Wiesz, czy będę miał siostrę, czy brata?
-A czy ja wyglądam na wróżkę z tego kolorowego pudełka, które daje obrazki?! Studiowałem bycie szamanem. Kiedy maleństwo urodzi się, wiedział będziesz.-Rzekł tajemniczym głosem mandryl, po czym zniknął pod osłoną dnia.
-Od zawsze wiedziałem, że z niego jest dziwna małpa...-Zamyślił się Król.
Nie minął spory odcinek czasu (wcale nie musiał trwać lat), kiedy uradowany dziedzic tronu, oddał się zwyczajnej włóczędze wokół wodopoju. Można by pomyśleć, co taki mały, a zarazem niedoświadczony lew, robi sam przy takim dużym akwenie...
Nic bardziej mylnego. O nie! Książę wcale nie był sam! Spacerował razem ze swoimi przyjaciółmi, rozmawiając o rzeczach, o których lwy w ich wieku rozmawiają. Większość pewnie pomyśli, że
podekscytowany malec, dzielił się radosną nowiną, odnośnie narodzin` siostry lub brata.
Znowu błąd! Tematem, który aż parzył w łapy, był Damu...
-No przecież mówię! Rzucił się na mnie, a do tego był z tą całą Zirą...
-Wyrażaj się!-Burknęła urażona Vitani.-Przecież to moja matka!
-Wiesz co Kopa, na twoim miejscu, nie wchodziłbym mu w drogę...-Wtrącił się zainteresowany Nuka.-To jest najdziwniejszy typ, jakiego kiedykolwiek wdziałem...
-Chyba, łagodnie mówiąc, troszeczkę przesadzasz...
-Przecież cię zaatakował! I jeszcze mi nie wierzysz?! Tak zwany Damu, jest przyjacielem mojej matki!
Całymi dniami siedzi pod jakąś rozpadającą się skałą, i śpiewa jakieś nikomu nie znane, szamańskie piosenki... Jeśli według ciebie, to jest normalne, śmiem twierdzić, że jesteś jego synem...




sobota, 7 stycznia 2017

8# Nuka, on się kryje a ktoś szuka

               Kopa włóczył się po obrzeżach Lwiej Ziemi. Rozmyślał rzekomo nad swoim życiem, ale co tak młody lew może o nim wiedzieć? Przecież w porównaniu z innymi członkami stada, weteranami wszystkich możliwych wojen, słowa lewka nie miały żadnego porównania. Z cudownego knucia wszelkich planów działania, księcia wyrwało jakże pospolite burczenie w brzuchu. ,,Inteligentny'' wybiegł dzisiaj rano z jaskini, nie spożywając najważniejszego ze wszystkich posiłków, jakim jest śniadanie. Jego myśli zaczął nawiedzać tajemniczy comber jagnięcy, a ślinianki poczęły pracować z jeszcze większą mocą. Jednak co ma się nagłe życzenie księcia, do kaprysów jego rodziców? Mimo iż to ojciec wydawał się ,,tym bardziej szalonym'' to jednak w tej sytuacji wspaniałomyślne humorki matki, dały się całemu stadu we znaki. Matka, lekko mówiąc, nie czuła się dobrze. Każdy szanujący ją członek stada, musiał spełniać coraz to dziwniejsze życzenia.
Kopa, nie chcąc się narażać matce, postanowił wziąć sobie za główny cel, odnalezienie Nuki (taki tam szurnięty lew, z poszarpaną grzywą). Tylko był mały, maciupeńki problem. Książę był zmuszony 
ruszyć swoją zardzewiałą mózgownicą. Najbardziej trafniejszym miejscem, co do pobytu Nuki, był oczywiście jego dom. Jednak jego rodzinna jaskinia świeciła pustkami.
Lew mógł być dosłownie wszędzie! Na drzewie, pod ziemią, w kosmosie...
Po niedługim namyśle, pokwitowanym brakiem jakiegokolwiek pomysłu, postanowił gdzieś iść, byle dalej.
 Na równinie Złej Ziemi, dostrzegł wcale nie mało (jak na tę okolicę) stad wszelkich gatunków
zwierząt. Głównie szczury i myszy, ale znalazły się też trzy antylopy, i dwie zebry. Kopa, nawet gdyby potrafił, to z jego szczęściem i tak by nie upolował choćby myszy polnej. Jego próby ,,polowań'' zwykle kończyły się zepsuciem czegoś, lub siebie.
-Nukonie, co ty wyrabiasz ty lwi ogonie.-Wysyczał Kopa, po dosyć długim odcinku jakże wspaniałej wędrówki.
Nagle, usłyszał za sobą potężny ryk. Odgłos wyćwiczony przez lata pracy, równy od
początku, do końca, w każdym stopniu. Książę odwrócił się błyskawicznie, spoglądając na zdezorientowanego lwa.
-Pchełka? Mama cię nie nauczyła, że Zła Ziemia nie jest dla takich jak ty?-Ryknął oburzony Damu.
-Pan wie, bo ja tak tutaj przez przypadek. Poszedłem na bazar, ale się zgubiłem...a tu taka niespodzianka...
-Nie umiejącą się wysłowić  galareta, cudowny kandydat na króla. Po prostu cudowny.
 Zza wysokiej trawy, wyskoczył jeszcze jeden lew, lub raczej lwica, chcąca się dołączyć do zabawy.
Nie czekając wlepiła swoje czerwone ślepia w przybysza, wystawiając złowieszczo kły.
-Czego tu chcesz, miodowa kulo?!-Krzyknęła wściekła Zira, najwidoczniej chcąca choćby najmniejszego rozlewu krwi.
-Ja...już...ten...tego...idę!-Po księciu pozostał tylko opadający kurz, i wspomnienie dwóch lwów, chcących wcielić w życie swój szatański plan.
Zdyszany lwiak, okrzykiem radości powitał swój dom, jedyne miejsce na świecie, gdzie potrafi
być szczęśliwy, Lwią Ziemię. Gdy tylko zdążył postawić pierwszą łapkę, w swojej ojczyźnie,
dosięgnął go surowy ton głosu ojca.
-Kopa! Gdzieś ty się włóczył, przez cały poranek?
-No... wiesz tato, Lwia Ziemia jest taka piękna o wschodzie słońca...
Simba uśmiechnął się, po czym rozczochrał  zalążek, dopiero rodzącej się historii, małą grzywkę syna.
-Kopuś, dzisiaj do mamy z wizytą przybył Rafiki, pewnie go znasz, taka małpa. Oczywiście o tym zapomniałem, a Nala, pewnie wydłubie mi oczy, i wepcha do gardła, abym mógł patrzeć jak rozrywa
moje ciało od środka...
Po tym dość dziwnym wyznaniu, młody Król swoją potężną łapą ,,jako mięso armatnie'' wepchnął swojego syna do ociemniałej jaskini...

7# Krokodyl, ryba i lew, czyli jak zdenerwować Vitani

           Od wydarzeń ze Złej Ziemi, minęło już parę chwil, oddechów... Książę już prawie zapomniał o wydarzeniu z poznaną tam lwicą, oraz dosyć niemiłej kąpieli w ruchomych piaskach.
Jednak było coś, co nie dawało mu spokoju, chwili  oddechu, w czasie której mógłby skupić się na swoich obowiązkach, i przemyśleć dotychczasowe życie... Vitani...
Fiołkowo-oka nie dawała mu spokoju, ciągle wypominała, że przez niego ma masę problemów.
Kopa całymi dniami musiał słuchać jaj ,,ekscytujących'' historii, o tym jak to Nuka podpalił sobie grzywę, pod jej nieobecność, bo ta musiała niańczyć księcia, albo o lwicy, która ją maltretuje pytaniami odnośnie tajemniczej Ziemi Cegłówek.  Kazała też przekazać pozdrowienia dla młodego Pustaka, który musi ,,walczyć o dobre życie''. Szczerze mówiąc, opowieści Tani dały się wszystkim we znaki. Karim postanowił włożyć do uszu kępki trawy, a Zari zakleić małżowinę uszną ogonem białego przyjaciela. Jedynie Nuka ubóstwiał nużące historie jego siostry, albo raczej lwiak uwielbiał patrzeć na rozwiniętą mimikę Vitani, a szczególnie moment, kiedy oburzona krzyczała na Kopę. Po dłuższym czasie, kiedy Tani skończyły się pomysły, na wymyślanie  nowych zakończeń przygody na Złej Ziemi, lwiątka wreszcie postanowiły 
oddać się chwilą beztroskiej zabawy. Uradowany Nuka, a właściwie zwierzak morski, nie próżnując wskoczył do wodopoju. Przypadkiem ochlapał pewną zebrę, matkę sześciorga źrebiąt. Oczywiście, matka z wieloletnim doświadczeniem, musiała wygłosić swoją wzruszającą wypowiedź, gdzie wyraźnie zaznaczyła, że grzywiasty jest niewychowanym lwem, pasożytem żyjącym na zdrowiu innych, oraz marginesem, marginesu.
 Karim miał zupełne inne podejście. Bał się wejść do wody, i ciągle stękał o byle co.
-Zari? Czy ta woda na pewno  jest czysta?-Lewek spojrzał na swoje łapki, oblewane przez strugi wody. Czuł się dziwnie, czując ciągnące od dołu zimno.
-Tak, jest czysta.-Rzekła zirytowana wypowiedzią kolegi lwica, plując strumieniem wody.
-Ale mi chodzi o bakterie...-Skrzywił się Karim, na samą myśl o mikroskopijnych zwierzątkach, przylegających do jego śnieżnobiałego futerka. Lwiak  z obrzydzeniem spojrzał na marszczącą się gdzieniegdzie wodę.-A co jeśli tutaj są krokodyle?
-Oczywiście, że ich  nie ma.-Lwica przymrużyła oczy, jakby w ten sposób chciała ograniczyć pole widzenia, i skupić się tylko na wybranym celu.- Wolą zamulone bagna, od wodopojów.
W tym samym czasie, Kopa zanurzył się pod wodą. Muł przylegał do jego łap, oblegając futro. Pływał, jakby się skradał. Łapa, za łapą, tylna, przednia...
Ciecz bezlitośnie napływała mu do oczu, ograniczając tym samym jakże ważny zmysł wzroku. Książę chciał się wynurzyć. Wyciągnął w tym celu łapę, ponad powierzchnię. Na początku łapał tylko powietrze, aż natrafił na coś, co nim nie było. Pociągnął, jednak zamiast wzbić się do góry, zanurzył coś pod wodę. Zari zniknęła z pola widzenia Karima. Przerażony lwiak, zaalarmował wszystkich dookoła. Przerażona Vitani rzuciła się do wody, na pomoc przyjaciółce. Jednak ją też coś wciągnęło...
Nuka wyznaczył według niego, dwie najtrafniejsze teorie, co do zniknięcia lwic.
Pierwsza głosił, że zostały zjedzone przez kosmiczne zebry (swój wkład co do tego miała matka sześciorga źrebiąt). Za to druga, że zostały zeżarte przez coś innego.
Po dość niedługim odcinku czasu, obie zguby, razem z jednym dodatkowym gościem, pojawiły się 
na powierzchni. Zari uśmiechała się, jakby miała wieczny urlop, Vitani była wściekła (jej dokładnie ułożona fryzura zamieniła się w stracha na wróble), natomiast stojący po środku Kopa, uśmiechał się z niewielką rybką w pyszczku.
-Jesteś okropny.-Wycedziła przez zamknięte zęby Tani.
W odpowiedzi otrzymała tylko łoskot ogona małej rybki.
-Przesadzasz.
-Wciągnąłeś mnie pod wodę...
-To nie do końca moja wina. Pomysł podsunęła mi Zari.
-Jak to Za...-Lwica nie zdążyła dokończyć słowa. Jej wypowiedź przerwał potężny ryk, jakiegoś lwa.
 Wystraszone lwiątka natychmiast odwróciły się w stronę przybysza. Był dobrze zbudowany, miał nienaganną sylwetkę, i czarno-białą grzywę. Jego futro było kremowe, z nakreślonymi wzorami. Jednak nic nie przyciągało uwagi tak bardzo, jak oczy w kolorze morskiej zieleni. Widać było, że ma powodzenie u lwic. Nawet Vitani, i Zari, nie wytrzymały długo, i musiały wlepić w niego swoje kocie ślepia.
-Kim jesteś?-Kopa głośno wessał powietrze, dając upust negatywnym emocją. Jako książę, nie mógł okazywać strachu, to by uchodziło za skazę, na funkcjonującym organizmie.
-Nazywam się Damu. A czemu się pytasz, pchełko?-Lew wyszczerzył swoje śnieżnobiałe zębiska.
-Tak tylko. Nie codziennie widuje się turystów, i jestem tym...no... księciem? Ale to nie ważne, proszę pana...
-Aaaa...czyli to dlatego jesteś taki ciekawski, pchełko. Skoro już chcesz się czegoś dowiedzieć na mój temat, to proszę bardzo...powiem ci... Uciekłem przed prześladowaniem z pustyni, gdzie mieścił się mój poprzedni dom. Uciekłem zostawiając rodzinę, cały dobytek... Może ta historia nie jest otoczona blaskiem tęczy, ale jest prawdziwa. Szukam nowego domu, u mojej przyjaciółki z dzieciństwa. Lwia Ziemia, to tylko moja stacja. Sam zamieszkam na sąsiedniej.-Lew wskazał łapą równinę Złej Ziemi.-Dobrze, pchełko. Skoro poznałeś już mój marny życiorys, pozwolisz, że się oddalę.
 


 

Obserwatorzy